Spacer (prawie)wiosenny
Dziś przypomnieliśmy sobie ze Staszkiem jak bardzo lubiliśmy nasze spacery! Poczuliśmy wiosnę w lutym i poszliśmy nad Sokołówkę – naszym starym szlakiem, na którym zrobiliśmy mnóstwo kilometrów, na którym Staś najpierw sypiał w wózku, a potem stawiał pierwsze kroki… Piękny czas, cudne wspomnienia… Dziś Staś nie chodzi tylko biega, zbiera kamienie, patyki i nie przepuści żadnej okazji, by było „mocniej, wyżej, szybciej”…
Na szczęście wzdłuż Sokołówki atrakcją nie są już tylko staw i kaczki; przybywa tu miejsc, które służą takim aktywnym dzieciom jak Staś – jedna z nich dziś o mało Staszka nie pokonała… Widać było, że bał się wysokości i takiej otwartej przestrzeni bez żadnych zabezpieczeń, ale pragnienie dotarcia do zjeżdżalni i zjechania z niej były silniejsze. Staś przełama swój lęk… Nie tylko on… Mnie też mocniej biło serce gdy on się tak wspinał – w głowie tysiąc myśli, w tym jedna kluczowa – czy jak spadnie na ten twardy piach to bardzo się poobija, ale na ustach uśmiech i przekonujące „no dalej Staś, dasz radę”, „na pewno Ci się uda”, „każdy by się bał jakby był tak wysoko, ale trzeba spróbować!” No i spróbował i dał radę i był z siebie dumny!
I na koniec wyjątkowe zdjecie z buziakiem, które ma śmieszną historię… Mówię „Staś, zrób buziaczka do zdjecia i wyślemy je tacie” (tata w domu odkurzał a my spacerowaliśmy) a Staś zamiast dziuba-buziaka do aparatu, dał buziaka mamie (chociaż on do całusków to już niezbyt chętny)