01.06.2017 Dzień Dziecka
Z lekkim katarem i kaszelkiem (ale na szczęście już bez temperatury) świętowaliśmy w domu, w gronie najbliższych, Dzień Dziecka.
Dla Stasia Dzień Dziecka to przede wszystkim prezenty, dla nas rodziców wspominanie czasów własnego dzieciństwa i radość z błyszczących z radości i podekscytowania oczu Stasia gdy dostał to, o czym marzył czyli nowy zestaw ciastoliny i kolejne samochody – najważniejsze, że z otwieranymi drzwiami i maską.
Wszystkie prezenty okazały się trafione! Stanisław najpierw pół dnia „leczył zęby” (powiem Wam w tajemnicy, że Staszek to taki „dentysta sadysta” – elektrycznej, wydającej dźwięk borownicy „doktorek” nie wypuszcza z ręki…), a potem trzy nowe autka – prezenty od Babć i Dziadka – „witały się” z całą naszą domową kolekcją mniejszych i większych resoraków.
Dzień Dziecka gdy jest się rodzicem nabiera zupełnie innego wymiaru… W takie dni świąteczne oprócz radości nachodzą mnie refleksje o tym, że większą przyjemnością jest dawanie niż dostawanie, że nic nie jest tak szczere i bezcenne jak zdrowie i radość dziecka, że możlowość spełniania dziecięcych marzeń jest cudownym uczuciem i że posiadanie dziecka jest największym darem, największym wyzwaniem i największą lekcją od losu jaką człowiek może dostać!
Stasieńku, jak dobrze, że Cię mamy! Rośnij zdrowy i szczęśliwy i pamiętaj, że „(…)nie ważne ile minie lat modlę się każdego dnia
by nie bolał cię ten świat (…)”
Piosenka dla Stasia
❤❤❤❤❤❤❤❤❤