Wakacje nad Bałtykiem’2017
Po zeszłorocznym, przerwanym z powodu złej pogody i choroby Stasia oraz tym sprzed dwóch lat – bardzo intensywnym i męczącym urlopie z dwulatkiem – z lekką obawą (tym bardziej, że tegoroczne lato jest pogodowo dość kapryśne), ale i z dużą nadzieją po raz kolejny zabraliśmy Stasia nad Bałtyk. Tym razem wybraliśmy jednak miejsce inne niż zwykle (wyruszyliśmy na zachód by zakotwiczyć w Niechorzu).
Po raz pierwszy na urlop zamiast wózka zabraliśmy staśkowy rower i po raz pierwszy na wakacjach Staszek miał towarzystwo, bo razem z nami do Niechorza przyjechał też Krzyś z rodzicami i siostrzyczką. Chłopcy – na przemian – to bardzo się kochali to znów się ze sobą sprzeczali, ale gdy przychodził czas rozstania zawsze było im siebie za mało.
Pogoda dopisała – pochmurne, deszczowe chwile owszem też się zdarzały, ale wiatr szybko rozpędzał chmury, a i my dojrzeliśmy do tego, by nie narzekać na pogodę tylko cieszyć się z każdego dnia wakacji. Spacer w kaloszach po plaży, sam w sobie był dla Staszka atrakcją, a już zabawa przy brzegu i przelanie się fali do kaloszy stało się prawdziwą przygodą.
Oczywiście nad morzem najpiękniejsze są zabawy na plaży, skakanie przez fale i łapanie ich do wiaderka oraz morskie kąpiele i piękne zachody słońca.
Dla Stasia dużą atrakcją były nasze wieczorne spacery, a zwłaszcza ten połączony z wizytą na latarni morskiej. 210 krętych schodów w jedną stronę Stanisław pokonał bez żadnych problemów, po raz pierwszy zdobył szczyt morskiej latarni i raczej nie ma akrofobii, bo oglądał świat z wysokości bez lęku.
Po raz pierwszy też Staś jechał pociągiem (Nadmorską Koleją Wąskotorową), był w Rewalu, Trzęsaczu, Kołobrzegu, w Międzyzdrojach (niezbyt mu się podobało, za dużo bodźców – szumu, ludzi, atrakcji, barw i kolorów) i na pobliskim Wzgórzu Gosań (cudny spacer przez las i przepiękna panorama Bałtyku)
Największą atrakcją był dla Staszka dom do góry nogami w Pobierowie, a na miejscu w Niechorzu jazda „rodzinnym rowerem” (z przystankiem przy jeziorze Liwia Łuża) i wizyta w wesołym miasteczku.
Niestety 4.latek bardziej niż pięknem przyrody zachwyca się plastikowymi atrakcjami, które zewsząd kuszą dzieciaki w nadmorskich kurortach – wszystkie stragany z pamiątkami i zabawkami oraz automaty do gier skupiały na sobie uwagę Stasia, co wywoływało małe spięcia na linii Stanisław – rodzice.
Generalnie jednak Staś był grzeczny (oczywiście czasem głód czy zmęczenie dawały o sobie znać spadkiem nastroju); pozytywnie zaskoczył nas tym, jak ładnie i długo potrafił bawić się na plaży bez uciekania do wody oraz swoim apetytem.
Naprawdę było super i choć 10 dni minęło zbyt szybko i choć prawdą jest, że od rodzicielstwa nie ma urlopu (chyba, że wyjeżdża się bez dziecka, ale my akurat sobie póki co tego nie wyobrażamy) to naprawdę (i Staszek i my rodzice) wypoczęliśmy. Najważniejsze, że byliśmy naprawdę razem, naprawdę blisko (siebie nawzajem i blisko natury!)
Trudno było się pożegnać z Niechorzem i powiedzieć morzu „do zobaczenia za rok”