13.11.2014 Upadek z wersalki
Mamy za sobą pierwsze i oby ostatnie (na szczęście miękkie!) lądowanie Stasia z wersalki na podłogę…
Spał z nami w nocy, po 6 ja- wyrodna matka -zostawiłam śpiącego w najlepsze, zdawałoby się mocno i nieruchomo(!?!), na środku łóżka(!), obłożonego poduszkami Stasia i poszłam przygotować mleczko na wypadek nagłego przebudzenia i głodu…
No i nagłe przebudzenie było – na podłodze… Biedny Staś mocno się wystraszył, choć mama chyba jeszcze bardziej – Staszek płakał i mama płakała, a tata zachował zimną krew – wybudzony z najlepszego snu obejrzał Syna, przytulił, podotykał główki, rączek, nóżek i ze spokojem stwierdził: „nic mu nie jest, pewnie jeszcze nie raz nam spadnie…”
Uff…wolałabym nie!
Z drugiej strony po raz kolejny przekonałam się o tym, by nigdy nie mówić nigdy… Po raz kolejny los przytemperował mi nosa, bo byłam przekonana, że tylko nieostrożnym rodzicom dzieci spadają z wersalek, że ja upilnuję… No i nie upilnowałam 🙁 To była tylko chwila. Na szczęście Stasiowi nic się nie stało -zachowuje się normalnie, ma dobry humor, a nawet zjadł cały obiad bez specjalnego grymaszenia (!), ale jednak jest mi wstyd – wyłączyłam myślenie i naraziłam Stasia na niebezpieczeństwo…potem pół dnia szeptałam Mu do uszka”przepraszam Cię Synku…”