22.04.2016 O spacerach…
Kocham te nasze codzienne spacery ze Stasiem, choć wymagają one ode mnie talentu negocjatora, sprytu stratega, siły tragarza i niosą z sobą coraz więcej wyzwań 😉
Wyzwanie numer jeden – namówić Staszka żeby w ogóle zechciał wyjść na dwór. Ostatnio Staś „żyje tu i teraz” i w danej chwili zabawa, bajka w telewizji, oglądanie przejeżdżających samochodów przez okno (!) jest zwykle bardziej atrakcyjne niż ubieranie się i wyjście na spacer.
Wyzwanie numer dwa – przekonać Stasia żeby założył te buty a nie inne, żeby zechciał ubrać dodatkową bluzę, założył cieplejszą kurtkę albo zdjął czapkę. Niestety Stanisław – po mamusi – jest „małą konserwą” i nie lubi zmian, więc jeśli przez kilka ostatnich miesięcy nosił zimową kurtkę to bardzo trudno było Go namówić na założenia innej, cieńszej gdy zrobiło się cieplej; gdy padał deszcz i Staś przez dwa dni wychodził na dwór w kaloszach – trzeciego dnia awantura o założenie kaloszy była murowana, mimo że świeciło słońce, po kałużach nie było śladu, a w adidasach byłoby Mu sto razy wygodniej.
Wyzwanie numer trzy – namówić Stasia do tego by: a) dał się wsadzić do wózka lub/i b) dał się z tego wózka wysadzić gdy już doszliśmy do placu zabaw czy na boisko.
Wyzwanie numer cztery (ostatnio chyba najważniejsze!) – przekonać Staszka, że na spacerze można robić wiele różnych, naprawdę ciekawych rzeczy poza podchodzeniem do każdego zaparkowanego samochodu żeby sprawdzić (i to w czterech miejscach – z przodu auta, z tyłu, na felgach/kołpakach i na kierownicy) jakiej jest marki.
Wyzwanie numer pięć – wyprzedzić staśkowe oczekiwania i zabrać na spacer z domu wszystko to, czego akurat Staś będzie tego dnia na spacerze potrzebować – piłka, łopatka i inne akcesoria do piasku, autka, pielucha do przytulania, chrupki, lizaki, picie, chusteczki jednorazowe, dodatkowa bluza itd., itp.
Wyzwanie numer sześć – wyegzekwować od Stanisława konieczność chodzenia za rękę i wytłumaczyć (co dzień od nowa…) Mu, że po ulicach jeżdżą auta, a my chodzimy po chodniku.
Wyzwanie numer siedem (bardzo aktualne, zwłaszcza wtedy gdy idziemy na spacer bez wózka!) – przekonać Stasia, że nie jest wcale tak zmęczony jak Mu się wydaje, że Jego nóżki naprawdę dadzą radę dojść do domu, a mama, choć duża, nie ma wystarczająco dużo siły by nosić Stasia na rękach i że Jego położenie się na chodniku i zrobienie miny pt.” ja dalej nie idę” wcale mamie siły nie dodadzą.
Wyzwanie numer osiem – wynegocjować z Synem trasę spaceru; jak już wspomniałam Stanisław nie lubi zmian więc skoro jednego dnia byliśmy na spacerze w parku – drugiego trudno jest Go przekonać do pójścia w przeciwną stronę i wytłumaczyć, że w lesie też będzie fajnie.
Jeśli jednego dnia np.na placu zabaw spotkaliśmy miłą panią sąsiadkę z pieskiem – kolejnego dnia Stanisław jest mocno rozczarowany tym, że nie spotkaliśmy znów ani pani ani jej pieska.
Wyzwanie numer dziewięć – znaleźć sposób, by Staszek zmęczony bieganiem i jakimś sposobem posadzony w wózku nie zasnął (jeśli akurat jesteśmy przed obiadem) albo odwrotnie – sprawić by poobiednia drzemka na spacerze trwała dłużej niż 20 min.
Wyzwanie numer dziesięć (chyba najtrudniejsze!) – wrócić do domu! Ostatnio każdy spacer Stasia, bez względu na pogodę i na to, czy trwa 40 minut czy trzy godziny, czy jest mniej czy bardziej intensywny jest za krótki! Kiedy tylko jesteśmy na naszej ulicy i kierujemy się w stronę domu Staś powtarza swoje „niee”. Im bliżej domu tym „nie” przybiera na sile, a wejściu do domu i rozbieraniu się zwykle towarzyszy płacz.
Cóż, z rozrzewnieniem wspominam ten czas, gdy Staś był niemowlakiem, który wkładany do wózka od razu zasypiał, gdy spacery były dla mnie 200% relaksem – dziecko śpi, słońce świeci, a książka się czyta 😉 Dziś spacery są wyzwaniem – dużą niewiadomą, czasem „szkołą przetrwania” czasem naprawdę dobrą zabawą. Nie mniej są bardzo ważnym elementem naszego planu dnia – takim stałym punktem (chyba, że leje i bardzo wieje!), który oboje ze Staszkiem bardzo lubimy.
Dziś byliśmy w lesie: