To już 4 Boże Narodzenie Stasia, ale chyba pierwsze, na które czekał i które przeżywał tak świadomie.
Był napisany list do Świętego Mikołaja i oczekiwanie na ten konkretny wymarzony prezent (nie zaskoczę Was – oczywiście samochód – czarno-żółty PlyMouth z otwieraną maską, bagażnikiem i drzwiami… Mikołaj się spisał się na medal, bo oprócz tego zamówionego autka przyniósł Stasiowi i inne samochody, nawet takie do złożenia z klocków Lego, z ulubionej bajki „Cars”, a także duży zestaw małego majsterkowicza (miniaturowy i zabawkowy warsztat z narzędziami, takimi samymi jak ma Dziadek) i prawdziwe krótkofalówki.
Była radość z prezentów, ale i ze spotkania i wspólnej zabawy z kuzynami – z Tatianką i Witusiem.
Było dzielenie się opłatkiem (który stał się ulubioną staśkową wigilijną „potrawą”) i jedzenie pierogów (tylko tych z serem i z cynamonem).
Były tańce przy „Jingle Bells” i nieśpiewanie polskich, tradycyjnych kolęd, które dla Stasia są zbyt wolne i za smutne (musi jeszcze do nich dorosnąć…może w następne Boże Narodzenie)
Był tort bezowy, który piekliśmy ze Stasiem dla Babci i Dziadka na ich, przypadającą w pierwszy dzień świąt, rubinową 40.tą rocznicę ślubu i którego świeczkę Staś pomagał dmuchać.
Było gwarno, smakowicie, rodzinnie i wesoło – tak jak powinno być w święta!